0
singielka_1976 23 lipca 2015 18:52
To będzie mój pierwszy raz: pierwsza moja relacja na forum, pierwszy wyjazd zimą na północ: ja -znany zmarzluch i zimowa kraina? To nie ma racji bytu! To się nie może udać!
Zimy nie lubię, na nartach nie jeżdżę, jestem leniuch i do tej pory zimą uciekałam zawsze pod palmę, więc tym bardziej przecież nie dam się zagnać do Skandynawii, co innego latem-przynajmniej upałów nie mają. Tak to jest jak się człowiek zarzeka, a potem.....życie weryfikuje nasze opinie i przyzwyczajenia :D .



Dawno dawno temu, w grudniu 2008 roku na forum dot. szeroko pojętego bezpieczeństwa na drodze jeden ze znajomych na stałe mieszkający w Szwecji zapytał czy byliby chętni, żeby przyjechać do Niego i potrenować jazdę w prawdziwie zimowych warunkach.
Na odzew nie musiał długo czekać, dość szybko zgłosiła się czwórka chętnych, w tym moja skromna osoba, bo jeśli chodzi o jeżdżenie autem to się zawsze wyrywam do kierownicy jako pierwsza. I nie ma znaczenia marka ani model pojazdu i tym sposobem miałam możliwość jeździć najróżniejszymi samochodami, łącznie uzbierało się ich kilkadziesiąt. Naga prawda o mnie: jestem blacharą - samochodziarą i już :P . Ale nie o tym ta relacja.
Szybka decyzja, wybór miejsca wylotu i terminu, i tuż przed Bożym Narodzeniem zakup biletów z KTW do NYO na 5-10.02. Termin o tyle dla mnie szczególny, że w trakcie tego pobytu wypadały moje urodziny-czyli to co tygryski lubią najbardziej: spędzać urodziny w ciekawych miejscach :) .
Niestety pod koniec stycznia okazało się, że jeden z kolegów nie może lecieć, trudno-jego strata, poleciała nasza trójca: mła, Piotr i Adam.

dzień 1
I tak nadszedł ten długo wyczekiwany przez nas dzień czyli 5 lutego. Nasza przygoda z zimową Szwecją zaczęła się w czwartkowy poranek. Jeszcze zanim koledzy zgarnęli mnie na lotnisko, to nasz wylot stanął pod dość dużym znakiem zapytania. Powód był prozaiczny, a mianowicie złe warunki atmosferyczne [wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że: „sorry, taki mamy klimat”] panujące na katowickim lotnisku, a konkretnie mgła. Życie pokazuje, że dobrze mieć znajomych tu czy tam, jeden telefon na lotnisko do kolegi i sytuacja zaczęła być bardziej optymistyczna: samolot z DTM doleciał do KTW, a to oznaczało, że nasz lot na Skavstę odbędzie się zgodnie z planem, jupi!
Kontrola bezpieczeństwa i tu pierwszy zonk: zabrali mi z bagażu podręcznego smalec, no nic trudno, za nieuwagę się płaci, a taki drobiazg przecież nie zepsuje nam wylotu. Jako, że równowaga w przyrodzie musi być to już w samolocie okazało się, że Adam przemycił w podręcznym....biały ser. Do dziś nie mam pojęcia jak to zrobił, bo sprawdzali nas dość dokładnie.

DSC02444.jpg


Start o czasie i planowe, wyjątkowo miękkie lądowanie na Skavsta, lotnisko malutkie, w miarę szybki odbiór bagażu i lecim na spotkanie face to face z naszym gospodarzem, wychodzimy przed terminal szukać naszego Emila. I oto pojawił się On w pełnej krasie: długowłosy, w czarnej skórze, w kapeluszu, w kowbojkach z fajką w dłoni - rodowity Szwed pełną gębą :lol: .

Zapakowaliśmy się do naszego bolidu czyli Mietka 190C, rocznik bardzo pełnoletni i przed nami do pokonania niespełna 300km do bajkowej Dalarny. Niby niedużo, ale po pierwsze: zimowe warunki; po drugie: auto dość mocno obciążone; po trzecie: trasa wiodła nie po autostradzie, a po czwarte: tam się jeździ tyle ile na znaku- do tego będziemy się stosować przez cały nasz pobyt.
Po przejechaniu 200km zatrzymaliśmy się w mieście Avesta na jakieś papu, a dokładniej był to "kebab pod koniem" -taki zapisek widnieje w moim kalendarzyku, czyli ni mniej ni więcej jak jedzenie przy symbolu Dalarny:

DSC02457.jpg


Mniam, muszę przyznać, że bardzo mi smakowało a jestem dość wybredna:D

Drugim przystankiem był krótki postój w Falun, gdzie Emil zawiózł nas pod oświetlone skocznie – z góry piękny widok na całe miasto by night.

DSC02467.jpg



Dojeżdżając już do naszego nowego domu Emil nieco zboczył z trasy, aby pokazać nam....trole? Nie.Renifery? Nie, łosie? Nie.
Miejsce gdzie mieszkają krasnoludki!
Tak, tak, dobrze czytacie: krasnoludki są na świecie i mieszkają na przykład w chatce w Dalarnie i od czasu do czasu trzeba im świeczkę zapalić co też ochoczo uczyniłam :) .

DSC02478.jpg



DSC02480.jpg



W końcu docieramy do celu: do 3 chatek (hytte) gdzieś w dalekiej Szwecji, które przez najbliższe dni będą naszym domem.
Chatki oczywiście drewniane z pełnym wyposażeniem, nic tylko się zainstalować. Tak oto wyglądał nasz pierwszy dzień wyjazdu.

DSC02486.jpg



DSC02490.jpg



IMG_3647.jpg



Byłabym zapomniała: wyjaśniła się tajemnica jak Emil kręci swoje drogowe filmiki: otóż kamera jest zainstalowana (na magnes) na dachu lub na masce mietka.
Tak gwoli wyjaśnienia: auta Emil ma trzy: czarny mietek, którym jeździliśmy, subarak zakopany i biały mietek też stacjonujący gdzieś tam, jako dawca części.


dzień 2
Piątkowy poranek był niemiłosiernie długi, bo zmęczeni podróżą odsypialiśmy – w przeciwieństwie do Emila, który nie dość, że był z nas najstarszy, to miał niespożyte siły i potrzebował niewiele snu.

A to nasze chatki:

DSC02491.jpg



DSC02492.jpg



DSC02493.jpg



IMG_3667.jpg



Śniadanie, zbieramy się i jedziemy bez planu co i jak. Na pierwszy rzut wizyta u babci, gdzie na jej podwórku stoi Subarak Emila, kompletnie zasypany śniegiem. Łopaty idą w ruch i po jakimś czasie auto odkopane. Odpalić nie odpalił, co nas w sumie nie zdziwiło, po tak długim zastoju miał prawo. Do końca pobytu, dzień w dzień będziemy pracować nad jego uruchomieniem, tymczasem zabieramy akumulator do naładowania.

IMG_3676popr.jpg



DSC02496.jpg



IMG_3686.jpg



IMG_3694.jpg



Dalej w drogę, tym razem zatrzymujemy się nad jeziorem (wybaczcie, że nazwy nie pomnę) – gdzie w planie miało być ognisko, jednak ze względu na późniejsze spore opady białego puchu nasz dojazd tam był niemożliwy ;) .

DSC02503.jpg



IMG_3748.jpg



Następnie droga do Rättvik , a po drodze nieplanowane zakopanie auta na pustym placu przy amfiteatrze Dalhalla. Amfiteatr znajduje się w okolicy uderzenia meteoru, na skutek którego powstało jezioro Siljan.

IMG_3841.jpg



IMG_3845.jpg



Po drodze dość ciekawe zjawisko : źródełko – które mimo mrozu tryskało wodą:

IMG_3863.jpg



IMG_3867.jpg



DSC02515.jpg


i w końcu dojeżdżamy do Rättvik, wpraszamy się na kawę do znajomych Emila. Z kawy nieoczekiwanie zrobił się pyszny obiad wraz z deserem, a nawet czymś więcej dla niektórych :) .
W drodze powrotnej akurat ja powoziłam mieczysławem i nie odmówiłam sobie oczywiście potrenowania podjazdu pod chatki bez zakopania się. Jeszcze trochę, a nabiorę wprawy w tej jakże zimowej jeździe z tylnym napędem. Wbrew pozorom nie taki diabeł straszny-choć jak widać na naszych drogach dość częste połączenie: młody kierowca+auto z tylnym napędem marki jakiej nie wymienię+deszcz/śnieg = wypadek.

W zaciszu naszej chatki Emil opowiadał nam jak to się stało, że znalazł się w Szwecji, w ogóle wszystkie nasze wieczory sprowadzały się do ciekawych opowieści ze strony Emila, wszak trudno kilkanaście lat emigracji streścić w jeden dzień.

dzień 3
Sobota – znowu odsypianie poprzedniego dnia, o ile dobrze pamiętam to rano znowu odwiedziny u babci i odśnieżanie zarówno jej placu jak i Subaraka, który ani myśli odpalić mimo naładowanego aku.

IMG_3892.jpg



IMG_3925.jpg



IMG_3927.jpg



IMG_3956.jpg



IMG_3971.jpg



IMG_4104.jpg


Potem pojechaliśmy na pchli targ w naszej wsi i generalnie sobota upłynęła nam na zakupach: a to pamiątek, a to prezentów urodzinowych, a to produktów na wieczorną imprezę. Z atrakcji po drodze był domek na wodzie, a właściwie na zamarzniętym jeziorze-jako, że to własność prywatna to do obejrzenia tylko z daleka.

IMG_4198.jpg



IMG_4209.jpg


Wieczorem nieco przedterminowa impreza urodzinowa moja i Emila, na którą przyjechali znajomi z Rättvik :).
Po raz pierwszy jadłam tort kanapkowy :D , który to Emil mi sprezentował, był pyszny.

IMG_4274popr.jpg


Śmichów, chichów było co nie miara, jak to Polaków życiowe rozmowy przy stole i kieliszku zeszło nam do późnej nocy, w końcu urlop więc coś nam się od życia należy.


dzień 4
Niedzielne wspólne śniadanie z gośćmi imprezowymi, wizyta w outlecie we wsi i kolejna wizyta u Subaraka.
Mimo naszych usilnych starań: czyli gruntownego odkopania japońca, kilkukrotnego odśnieżenia-tu non stop sypie drobna kaszka-dwukrotnego naładowaniu aku, wypsikaniu całego `gas-startu` nie udało się go odpalić. Ostatnia szansa jutro-aku ładuje się po raz trzeci, dodatkowo jest podpięta grzałka i zobaczymy czy pomoże ;) .

IMG_4319.jpg



IMG_4320.jpg



IMG_4323.jpg



IMG_4326.jpg



IMG_4332.jpg



IMG_4333.jpg



IMG_4343.jpg


Codzienną atrakcją każdego dnia pobytu było….machanie łopatą, a to u nas przy chatkach, a to u Emila, a to u babci, jak widać doświadczenie cenne, bo teraz mamy wprawę jak znalazł :) .

IMG_4381popr.jpg



IMG_4395.jpg



Wracając do domu wstąpiliśmy do znajomego Emila:Kennetha, który zajmuje się szeroko pojętym biznesem (handel i produkcja wszelaka). Tego dnia do chatki wróciliśmy dość wcześnie dlatego po g.22 uwidziało nam się żeby jeszcze trochę pojeździć. Pod wiejskim marketem był odpowiedni plac i tam po kolei było kręcenie bączków, oj dawno nie miałam takiej frajdy :mrgreen: .

IMG_4400.jpg



IMG_4447.jpg



IMG_4418.jpg



IMG_4544popr.jpg


Potem jazda przy parkingu tirów i Piotr zaliczył zaspę :lol: . Chwilę trwało zanim zjawiła się życzliwa dusza, która by mietka pomogła wyciągnąć z zaspy, ale na szczęście są tacy co o północy jadą tu i tam i dzielny golf3 wyciągnął mietka. Oczywiście przy równie dzielnym wsparciu jego kierowcy oraz Adama i Piotra:), no bo przecież ktoś musiał być kierownikiem tej akcji :mrgreen: .

Straty: ułamany fragment przedniego zderzaka oraz stłuczone szkło 1 halogena, oczywiście "winowajca" zaoferował się aby pokryć straty, ale Emil kategorycznie odmówił, zresztą od początku jasno nam powiedział, że mietek jest do zajechania i mamy się niczym nie przejmować.
Dzisiaj wieczorem nakręciliśmy wreszcie filmik : kręcenie bączków na pustym parkingu, było super :D .
Taki „żart” sytuacyjny:

IMG_4541.jpg




dzień 5
Poniedziałek przywitał nas pięknym słońcem –był to jedyny dzień podczas całego pobytu kiedy świeciło słonko co mnie specjalnie nie zdziwiło, bo…tak: to był ten dzień-moje urodziny :P .

DSC02545.jpg



DSC02557.jpg



DSC02558.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

maczala1 30 października 2015 09:31 Odpowiedz
Jakoś to przegapiłem, gratuluję wycieczki, Skandynawia zimą jest super chociaż też jestem raczej zmarźlak.Do tego wielgachnego konika chętnie bym kiedyś podjechał, bo żonka bardzo lubi tą figurkę i nawet mamy taki pamiątkowy magnes na lodówce :)