Pora zacząć moją relację, relację nietypową przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze wyjazd był z…..biurem podróży [tak, wiem nie to forum
:) ] a po wtóre to nie ja byłam na Zakynthos, ale swój udział w całym przedsięwzięciu miałam i nieskromnie dodam, że raczej większy niż mniejszy jako nadworny organizator wyjazdów wszelakich i domorosły „znawca” organizacji małej turystyki. No tak, ale co to za filozofia iść do biura i wykupić wyjazd albo zrobić to online? Okazuje się, że czasem może to byś spore wyzwanie, zwłaszcza gdy nam zależy, aby wszystko było na przysłowiowe tip-top.
Cel: prezent na 40 rocznicę ślubu dla Rodziców, którzy z założenia wszystko mają. Budżet: rozsądny, początkowo mniejszy, no ale czego się nie robi dla ukochanych Rodziców, więc finalnie budżet się zwiększył.
AKT I - przygotowania Cała akcja zaczęła się tuż po ubiegłorocznych wakacjach, miałyśmy z Sis równy rok aby zorganizować prezent dla Rodziców na ich 40 rocznicę, która przypadała we wrześniu. Jako, że Rodzice oboje są po 60 i z założenia wszystko mają, a rodzinnie preferujemy praktyczne, a czasem niematerialne prezenty to wspólnie uznałyśmy, że najlepszym prezentem będzie jakiś wyjazd. W przeszłości zdarzyło się już, że na pomniejsze okazje dostali wycieczki: Praga, Lwów, Wilno, Wiedeń zatem te najbliższe odpadały. Czyli coś dalej, a jak dalej to z racji wygody musi to być samolotem, mimo iż Tata boi się latać (nic to, że ostatni raz leciał jakimś kukuruźnikiem lat temu 30), trudno zamknie oczy, Mama potrzyma go za rękę i poleci
:D.
Zaczęło się kombinowanie z kierunkiem, opcji było kilka: od romantycznego Paryża, przez uduchowiony Rzym, aż po Londyn, Edynburg czy Barcelonę albo jakaś urokliwa wyspa, ale żadna daleka egzotyka, podobnie jak żadne kraje arabskie z różnych względów. Po tygodniach ślęczenia nad tym, niezliczonej ilości maili i telefonów do kolegi (zaufany agent-pośrednik), u którego miałam kupić wyjazd do finału kierunków trafiła 3, którą to do wyboru Rodzice dostali na Wigilię:
Tutaj muszę wspomnieć, że projekt powyższego to dzieło Sis.
Oczywiście wielkie wzruszenie obojga i zadowolenie, a także trudny wybór. Początkowo wygrała Barcelona, ale po dłuższym, świątecznym namyśle- first minute trzeba było wykupić do końca roku- jednak wybrali bajkową wyspę czyli Zakynthos. Klamka zapadła, szybkie, kolejne przeszukanie dostępnych ofert- trudny wybór hotelu, ponieważ każdy miał jakieś mniejsze lub większe minusy, a przecież chciałyśmy, aby było idealnie i w końcu wybrałam hotel. Następnego dnia rano już miałam kliknąć zaliczkę kiedy jeszcze na pewnym portalu (nie, nie na FB) kolega P. tak mnie zirytował swoim nie do końca pochlebnym komentarzem dot.mojego wyboru hotelu (dodam, że nie była to najtańsza ani najgorsza miejscówka tylko raczej średnia półka), że postanowiłam sprawdzić po raz enty ten hotel, w którym On był (dodam, że On ma budżet dużo większy niż my na takie eskapady) i okazało się, że bingo: jest promocja, minus taki, że muszę kupić wyjazd bezpośrednio u organizatora a nie u Sylwa, trudno, taki lajf.
AKT II finalizacja zakupu i przygotowania
W Sylwestrowy poranek zakup przez telefon, dokumenty na maila, zaliczka z karty i voila, wyjazd kupiony do hotelu Caravel Zante, który jak się potem okazało był strzałem w 10: http://www.caravelzante.gr/en/index.html i który z czystym sumieniem mogę polecić innym.
W czerwcu zrobiłam rezerwację auta przez polską wypożyczalnię, udało się wytargować upgrade do wyższej klasy, żeby jednak ten komfort jeżdżenia po wyspie był choć choć troszkę lepszy niż minimalny. Może wynajem na miejscu w jakiejś lokalnej wypożyczalni byłby tańszy ale ze względu na Rodziców, którzy nie bardzo są językowi zależało mi, aby obsługa była w języku polskim. Jako, że to rocznica ślubu, to pokusiłam się o maila do hotelu z krótkim opisem sytuacji i zapytaniem czy jest możliwość jakiejś niespodzianki z ich strony. Dość szybko dostałam odpowiedź od Nikosa (room division managera), że oczywiście bardzo chętnie coś zorganizują. Miałam stracha czy o tym nie zapomną, bo do pobytu Rodziców było jeszcze trochę czasu ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Jeszcze zakup polisy na ostatnią chwilę-bo po co wcześniej, a kolega agent też miał dużo czasu, ale najważniejsze, że wszystko zostało przygotowane na czas. Kilka dni przed wyjazdem zostałam wzięta w krzyżowy ogień pytań jakie zadałby każdy żółtodziób przed takim wyjazdem, wszak kto pyta –nie błądzi. Zwłaszcza, że Rodzice pierwszy raz wyjeżdżali tak daleko, w dodatku samolotem i byli zdani tylko na rezydentkę i samych siebie.
AKT III podróż
Dopiero co była Wigilia i Sylwester, a tu nadszedł dzień wyjazdu. Godzina odlotu przesunęła się tylko o 60 min. w stosunku do pierwotnej, czyli nadal w środku nocy punktualnie o 3.05. Krótko przed północą zeszłam do Rodziców, pozbieraliśmy bagaże i w drogę do Pyrzowic. Tuż przed samym lotniskiem ruch zgęstniał, bo w odstępie 3h wylatywało 7 czarterów [z tego 3 na Zante, a dwa dokładnie o tej samej godzinie], co mnie w sumie mocno zaskoczyło, bo sądziłam, że w drugiej połowie września ten ruch jest już nieco mniejszy. Małe zamieszanie na wjeździe na parking przy lotnisku, bo szlaban zastrajkował i nie chciał mnie wpuścić zgodnie z umową za pierwszym razem więc musiałam zrobić drugie podejście i w tym ferworze nawet nie zwróciłam uwagi gdzie parkuję; potem wychodząc z lotniska przez chwilę szukałam auta
:D.
Mimo późnej pory w terminalu było czarno od ludzi, rzut oka na tablicę odlotów by sprawdzić do której kolejki się ustawić i czekamy. Coś mnie tknęło, myślę sobie wezmę Mamę i jej pokażę na co ma zwracać uwagę jak będzie ich lot sprawdzać na tablicy i zonk: źle spojrzałam wcześniej i okazało się, że stoimy w nieodpowiedniej kolejce (to był ten drugi czarter o g.3 lot ENT.) Szybka zmiana ogonka i 45 minut oczekiwania na odprawę. Potem od razu kontrola bezpieczeństwa i kolejna „atrakcja”: na Tacie bramka zastrajkowała i cała reszta kolejki włącznie z Mamą została poproszona o przejście do sąsiedniego skanera
:D. Po tym jak obojgu udało się przejść i pozbierać swoje manatki ja powędrowałam na taras, by stamtąd do nich jeszcze zadzwonić i udzielić ostatnich wskazówek. Wystartowali o czasie, a ja pozbierałam się i pojechałam do domu i spocząć w ramionach Morfeusza.
Wstaję rano czyli o 10 i czytam smsa*: „Jest super, tu jest teraz godz.11, leżę na leżaku przy basenie z kubkiem czerwonego wina, bo tata powiedział, że lubię to mam pić. Żar leje się z nieba, a częściowy widok na morze polega na tym, że mamy pokój na parterze z dużym, zacienionym tarasem, stolikiem i 2 krzesłami przy samym basenie i morzu, a w pokoju słychać szum morza. Tata jest zachwycony, ja oczywiście też, pływał już w morzu, które jest dwa razy bardziej słone niż Bałtyk i w basenie, podróż bardzo dobra, wszystko ogarnęłam a tata w hotelu mówił po angielsku, dziękujemy i całujemy.” *nie jestem zwolenniczką publikowania korespondencji, jednak na potrzeby tej relacji zrobiłam wyjątek
;) .
Jak widać można sobie język przypomnieć jak jest taka potrzeba
:D .
Wieczorem zadzwoniłam do hotelu, bo ciekawość mnie zżerała. Zaraz po przyjeździe do hotelu podczas zameldowania recepcjonistka Anna złożyła im gratulacje. Mama na początku nie zaskoczyła na jaką to okoliczność, dopiero po chwili zorientowała się, że to z powodu rocznicy. Okazało się, że po śniadaniu musieli poczekać na swój pokój do g.14 (standardowa procedura, bo pokoje zwalniają do g.12), jednak Tata tak zaglądał do recepcji i urokiem osobistym czarował Annę, że pokój dostali jako pierwsi, w dodatku w bardzo dobrej lokalizacji vis a vis basenu i morza, za co odwdzięczyli się napiwkiem. Reszta czekała na pokoje do wczesnego popołudnia.
Po powrocie z obiadu w pokoju znaleźli szampana i półmisek owoców – z obawy, że to płatne nie tknęli, dopiero mnie Mama zapytała podczas rozmowy wieczorem co z tym mają zrobić. Uspokoiłam, że mają zjeść, bo to prezent od hotelu
:) .
Sobota upłynęła pod znakiem lenistwa i spacerów po okolicy.
W niedzielę rano po godzinnym opóźnieniu odebrali swoją czerwoną strzałę i od razu wyruszyli do stolicy wyspy czyli miasta Zakynthos, co okazało się słusznym wyborem, bo w tygodniu miasto jest dość zakorkowane.
Kolejne 3 dni jeździli po wyspie delektując się cudowną pogodą oraz przepięknymi widokami. W sumie przejechali ponad 350km i zobaczyli chyba wszystko co Zante miało do zaoferowania. Odwiedzili m.in. zatokę Laganas i pobliską prywatną wyspę zakochanych Cameo w Agios Sostis ,
@singielka_1976Relacja, jak to relacja...jedna z setek, czy tysiecy na forum. Zdjecia ladne, wyspa tez, ale w sumie nic specjalnego mozna by powiedziec....ALE...Juz dawno nie widzialem tak fajnego i oryginalnego pomyslu, podejscia do tematu i rownie dobrego wykonania - wlaczajac w to "paper work"
:-). Nie wspominajac juz o przyjemnosciach dla kazdej ze stron. Osobiscie raczej staram sie na forum dzielic wiedza i informacjami, ale w tym przypadku nie moglem powstrzymac sie od komentarza. Naprawde mnie ujelo...
:-)Powodzenia przy organizacji drugiej czesci za rok!
@helka2003 - wybacz ale z założenia, nie publikuję w necie zdjęć osób, czasami tylko takie ujęcia gdzie nie widać twarzy ale mam nadzieję, że to nie przeszkadza przy czytaniu relacji:)..
Pora zacząć moją relację, relację nietypową przynajmniej z dwóch względów.
Po pierwsze wyjazd był z…..biurem podróży [tak, wiem nie to forum :) ]
a po wtóre to nie ja byłam na Zakynthos, ale swój udział w całym przedsięwzięciu miałam i nieskromnie dodam, że raczej większy niż mniejszy jako nadworny organizator wyjazdów wszelakich i domorosły „znawca” organizacji małej turystyki.
No tak, ale co to za filozofia iść do biura i wykupić wyjazd albo zrobić to online? Okazuje się, że czasem może to byś spore wyzwanie, zwłaszcza gdy nam zależy, aby wszystko było na przysłowiowe tip-top.
Osoby:
Mła
Sis
Rodzice
Sylw – agent-pośrednik
P.-sprawca
Cel: prezent na 40 rocznicę ślubu dla Rodziców, którzy z założenia wszystko mają.
Budżet: rozsądny, początkowo mniejszy, no ale czego się nie robi dla ukochanych Rodziców, więc finalnie budżet się zwiększył.
AKT I - przygotowania
Cała akcja zaczęła się tuż po ubiegłorocznych wakacjach, miałyśmy z Sis równy rok aby zorganizować prezent dla Rodziców na ich 40 rocznicę, która przypadała we wrześniu. Jako, że Rodzice oboje są po 60 i z założenia wszystko mają, a rodzinnie preferujemy praktyczne, a czasem niematerialne prezenty to wspólnie uznałyśmy, że najlepszym prezentem będzie jakiś wyjazd. W przeszłości zdarzyło się już, że na pomniejsze okazje dostali wycieczki: Praga, Lwów, Wilno, Wiedeń zatem te najbliższe odpadały. Czyli coś dalej, a jak dalej to z racji wygody musi to być samolotem, mimo iż Tata boi się latać (nic to, że ostatni raz leciał jakimś kukuruźnikiem lat temu 30), trudno zamknie oczy, Mama potrzyma go za rękę i poleci :D.
Zaczęło się kombinowanie z kierunkiem, opcji było kilka: od romantycznego Paryża, przez uduchowiony Rzym, aż po Londyn, Edynburg czy Barcelonę albo jakaś urokliwa wyspa, ale żadna daleka egzotyka, podobnie jak żadne kraje arabskie z różnych względów.
Po tygodniach ślęczenia nad tym, niezliczonej ilości maili i telefonów do kolegi (zaufany agent-pośrednik), u którego miałam kupić wyjazd do finału kierunków trafiła 3, którą to do wyboru Rodzice dostali na Wigilię:
Tutaj muszę wspomnieć, że projekt powyższego to dzieło Sis.
Oczywiście wielkie wzruszenie obojga i zadowolenie, a także trudny wybór. Początkowo wygrała Barcelona, ale po dłuższym, świątecznym namyśle- first minute trzeba było wykupić do końca roku- jednak wybrali bajkową wyspę czyli Zakynthos. Klamka zapadła, szybkie, kolejne przeszukanie dostępnych ofert- trudny wybór hotelu, ponieważ każdy miał jakieś mniejsze lub większe minusy, a przecież chciałyśmy, aby było idealnie i w końcu wybrałam hotel. Następnego dnia rano już miałam kliknąć zaliczkę kiedy jeszcze na pewnym portalu (nie, nie na FB) kolega P. tak mnie zirytował swoim nie do końca pochlebnym komentarzem dot.mojego wyboru hotelu (dodam, że nie była to najtańsza ani najgorsza miejscówka tylko raczej średnia półka), że postanowiłam sprawdzić po raz enty ten hotel, w którym On był (dodam, że On ma budżet dużo większy niż my na takie eskapady) i okazało się, że bingo: jest promocja, minus taki, że muszę kupić wyjazd bezpośrednio u organizatora a nie u Sylwa, trudno, taki lajf.
AKT II finalizacja zakupu i przygotowania
W Sylwestrowy poranek zakup przez telefon, dokumenty na maila, zaliczka z karty i voila, wyjazd kupiony do hotelu Caravel Zante, który jak się potem okazało był strzałem w 10:
http://www.caravelzante.gr/en/index.html
i który z czystym sumieniem mogę polecić innym.
W czerwcu zrobiłam rezerwację auta przez polską wypożyczalnię, udało się wytargować upgrade do wyższej klasy, żeby jednak ten komfort jeżdżenia po wyspie był choć choć troszkę lepszy niż minimalny. Może wynajem na miejscu w jakiejś lokalnej wypożyczalni byłby tańszy ale ze względu na Rodziców, którzy nie bardzo są językowi zależało mi, aby obsługa była w języku polskim.
Jako, że to rocznica ślubu, to pokusiłam się o maila do hotelu z krótkim opisem sytuacji i zapytaniem czy jest możliwość jakiejś niespodzianki z ich strony. Dość szybko dostałam odpowiedź od Nikosa (room division managera), że oczywiście bardzo chętnie coś zorganizują. Miałam stracha czy o tym nie zapomną, bo do pobytu Rodziców było jeszcze trochę czasu ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Jeszcze zakup polisy na ostatnią chwilę-bo po co wcześniej, a kolega agent też miał dużo czasu, ale najważniejsze, że wszystko zostało przygotowane na czas.
Kilka dni przed wyjazdem zostałam wzięta w krzyżowy ogień pytań jakie zadałby każdy żółtodziób przed takim wyjazdem, wszak kto pyta –nie błądzi. Zwłaszcza, że Rodzice pierwszy raz wyjeżdżali tak daleko, w dodatku samolotem i byli zdani tylko na rezydentkę i samych siebie.
AKT III podróż
Dopiero co była Wigilia i Sylwester, a tu nadszedł dzień wyjazdu.
Godzina odlotu przesunęła się tylko o 60 min. w stosunku do pierwotnej, czyli nadal w środku nocy punktualnie o 3.05.
Krótko przed północą zeszłam do Rodziców, pozbieraliśmy bagaże i w drogę do Pyrzowic.
Tuż przed samym lotniskiem ruch zgęstniał, bo w odstępie 3h wylatywało 7 czarterów [z tego 3 na Zante, a dwa dokładnie o tej samej godzinie], co mnie w sumie mocno zaskoczyło, bo sądziłam, że w drugiej połowie września ten ruch jest już nieco mniejszy.
Małe zamieszanie na wjeździe na parking przy lotnisku, bo szlaban zastrajkował i nie chciał mnie wpuścić zgodnie z umową za pierwszym razem więc musiałam zrobić drugie podejście i w tym ferworze nawet nie zwróciłam uwagi gdzie parkuję; potem wychodząc z lotniska przez chwilę szukałam auta :D.
Mimo późnej pory w terminalu było czarno od ludzi, rzut oka na tablicę odlotów by sprawdzić do której kolejki się ustawić i czekamy.
Coś mnie tknęło, myślę sobie wezmę Mamę i jej pokażę na co ma zwracać uwagę jak będzie ich lot sprawdzać na tablicy i zonk: źle spojrzałam wcześniej i okazało się, że stoimy w nieodpowiedniej kolejce (to był ten drugi czarter o g.3 lot ENT.) Szybka zmiana ogonka i 45 minut oczekiwania na odprawę.
Potem od razu kontrola bezpieczeństwa i kolejna „atrakcja”: na Tacie bramka zastrajkowała i cała reszta kolejki włącznie z Mamą została poproszona o przejście do sąsiedniego skanera :D.
Po tym jak obojgu udało się przejść i pozbierać swoje manatki ja powędrowałam na taras, by stamtąd do nich jeszcze zadzwonić i udzielić ostatnich wskazówek.
Wystartowali o czasie, a ja pozbierałam się i pojechałam do domu i spocząć w ramionach Morfeusza.
Wstaję rano czyli o 10 i czytam smsa*:
„Jest super, tu jest teraz godz.11, leżę na leżaku przy basenie z kubkiem czerwonego wina, bo tata powiedział, że lubię to mam pić. Żar leje się z nieba, a częściowy widok na morze polega na tym, że mamy pokój na parterze z dużym, zacienionym tarasem, stolikiem i 2 krzesłami przy samym basenie i morzu, a w pokoju słychać szum morza. Tata jest zachwycony, ja oczywiście też, pływał już w morzu, które jest dwa razy bardziej słone niż Bałtyk i w basenie, podróż bardzo dobra, wszystko ogarnęłam a tata w hotelu mówił po angielsku, dziękujemy i całujemy.”
*nie jestem zwolenniczką publikowania korespondencji, jednak na potrzeby tej relacji zrobiłam wyjątek ;) .
Jak widać można sobie język przypomnieć jak jest taka potrzeba :D .
Wieczorem zadzwoniłam do hotelu, bo ciekawość mnie zżerała.
Zaraz po przyjeździe do hotelu podczas zameldowania recepcjonistka Anna złożyła im gratulacje. Mama na początku nie zaskoczyła na jaką to okoliczność, dopiero po chwili zorientowała się, że to z powodu rocznicy.
Okazało się, że po śniadaniu musieli poczekać na swój pokój do g.14 (standardowa procedura, bo pokoje zwalniają do g.12), jednak Tata tak zaglądał do recepcji i urokiem osobistym czarował Annę, że pokój dostali jako pierwsi, w dodatku w bardzo dobrej lokalizacji vis a vis basenu i morza, za co odwdzięczyli się napiwkiem. Reszta czekała na pokoje do wczesnego popołudnia.
Po powrocie z obiadu w pokoju znaleźli szampana i półmisek owoców – z obawy, że to płatne nie tknęli, dopiero mnie Mama zapytała podczas rozmowy wieczorem co z tym mają zrobić.
Uspokoiłam, że mają zjeść, bo to prezent od hotelu :) .
Sobota upłynęła pod znakiem lenistwa i spacerów po okolicy.
W niedzielę rano po godzinnym opóźnieniu odebrali swoją czerwoną strzałę i od razu wyruszyli do stolicy wyspy czyli miasta Zakynthos, co okazało się słusznym wyborem, bo w tygodniu miasto jest dość zakorkowane.
Kolejne 3 dni jeździli po wyspie delektując się cudowną pogodą oraz przepięknymi widokami.
W sumie przejechali ponad 350km i zobaczyli chyba wszystko co Zante miało do zaoferowania. Odwiedzili m.in. zatokę Laganas i pobliską prywatną wyspę zakochanych Cameo w Agios Sostis ,
muzeum oliwy http://www.aristeon.gr/en w Lithakia,
obowiązkową zatokę wraku,
Exo chora i największe drzewo oliwne,
miejscowość Volimes słynące z wyrobów hafciarskich, Agios Nikolaos,
klifowe wybrzeże Keri, zabytkowy most Pentacamaro nad rzeką Skourtis,
kościół Agios Dionysos, plażę Gerakas z drewnianym mostkiem
Gdzieś na Zante- z cyklu nasi tu byli: